wtorek, 16 października 2012

Rozdział Dziewiąty "Miłosny problem Levy"


Nie wiedziała, co się stało, że nagle znalazła się we własnym mieszkaniu, we własnym łóżku. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się leniwie.
"Co się stało?"- pomyślała - "Czyżby ta misja była tylko snem? A ten pocałunek..." - odruchowo dotknęła swoich warg -"...też był tylko zwidą?" Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Spokojnie wstała, podeszła do nich i lekko uchyliła. Ujrzała swoją przyjaciółkę, Levy. Miała spuchnięte oczy od płaczu, kilka zadrapań na rękach i wielkiego siniaka na prawym oku.
-L-Levy-chan! - była przerażona, gdy niebieskowłosa padła zemdlona na jej ręce - Levy-chan!
Po 30 minutach mag Gwiezdnej Energii skończył opatrywać rany brązowookiej. Dziwiła się, bo nigdy nie przypuszczała, że mogła płakać. Ale jest pytanie... Dlaczego? McGarden obudziła się. Gdy ujrzała Lucy, rozpłakała się ( ponownie :P) i przytuliła się do blondynki.
-Levy-chan, co się stało? - spytała odwzajemniając uścisk - Nigdy nie widziałam cię, żebyś płakała...
-Lu-chan! Proszę... Pomóż mi - błagała ją brązowooka - Nie wiem, co mam zrobić.
-Spokojnie. Najpierw się uspokój, dopiero wtedy powiedz mi swój problem.
-D-Dobrze - dziewczyna otarła dłonią łzy i zaczęła opowiadać:

Uwaga! Narracja Levy :D

Gildia była jak zwykle głośna i radosna tego dnia. Tradycyjnie zaczęłam pogłębiać swą wiedzę o runach i ich właściwościach. Gdybyś wiedziała, jakie mają właściwości. Jedne mogą ( Levy! Nie zmieniaj tematu! dop. Lucy). Ah, gomen. Nie wiem jak ci tą sytuację wyjaśnić. Otóż niespodziewanie pojawił się Jet. Wyglądał dziwnie poważnie. Nigdy takiego go nie wiedziałam. Spytał się, czy może ze mną porozmawiać poza gildią. Zgodziłam się, no to mój przyjaciel. Więc wyszliśmy z gildii i poszliśmy w stronę lasu. Ani na moment się nie odezwał. Gdy zatrzymaliśmy się przy strumieniu powiedział mi coś, czego nie zapomnę...
-Levy, najlepiej będzie jeśli nie przestaniesz spotykać się z Gajeel'em - powiedział nawet nie patrząc w moją stronę. Oniemiałam. Byłam zszokowana!
-Jet...-zaczęłam, chcąc przerwać ciszę, ale z trudnością mi się to udawało.
-Dlaczego tak uważasz? Czemu...
-Nie chcę, żeby ci coś się stało! Gdybyś została zraniona...Nie przeżył bym tego! -krzyknął odwracając się do niej i tuląc ją do siebie tak mocno, że prawie by ją udusił. Cudem udało mi się wyrwać z morderczego uścisku.
-Posłuchaj mnie - powiedziałam masując swe ramiona - Nic mi nie grozi. Gajeel zawsze przyjdzie mi z pomocą...
-Właśnie nie o to mi chodzi! -krzyknął łapiąc mnie za nadgarstek. Bolało. I to okropnie. Pisnęłam przeraźliwie, a on jakby tego nie zauważył i mocniej ściskając rękę kontynuował dalej.- Pragnę, byś była bezpieczna i szczęśliwa, ale nie przy nim. Tylko ze mną...
-Jet! -szepnęłam zdziwiona. Wiedziałam, że on i Droy coś do  mnie czują już od dawna. Ale nie wiedziałam, do czego zdolna jest ich uczucie...
-Wierz mi Levy! Bardzo cię kocham i nie pozwolę, by ktoś mi ciebie odebrał! - krzyknął na całą okolicę.
-Jet! Co ty...- nie dokończyłam, bo znów się odezwał.
-Proszę, Levy wyjedźmy z tąd. Jak najdalej, tylko ty i ja. - mówiąc to złapał moją dłoń i pocałował ją delikatnie. Wyrwałam mu ją.
-Wybacz mi, ale... Nie mogę. - widziałam jego zdziwienie w oczach, których źrenice stały się węższe - Nie mogę rzucić wszystkiego na raz, by gdzieś wyjechać. Poza tym...- przerwałam. Bałam się jego reakcji. - Poza tym... ja ciebie nie kocham.
Zadrżał, słysząc ostatnie słowa. Wtem jego oczy skierowały się w przestrzeń zza moimi plecami. Zmarszczył brwi i zawołał:
-Wiem, że tam jesteś! - odpowiedziała mu cisza - Wyłaź Gazille! 
I rzeczywiście! Z lasu wyłonił się Gajeel! Byłam zaskoczona jego obecnością. Ale skoro mógł być tam od dłuższego czasu... To oznacza, że słyszał wszystko, co powiedziałam!  ( No co ty nie powiesz :p dop.aut.) Podchodził do nas bez pośpiechu. Wyglądał trochę inaczej. Był jakby...wesoły? Sama nie wiem. 
Jet podszedł do niego z żądzą krwi w oczach. Nie był sobą w każdym razie. Nagle zaatakował Gazille!  Szybkimi kopnięciami powalił go... Ujrzałam krew. To była Jego krew. Nie bronił się. Wtedy postanowiłam zadziałać...



Hejka! Pewnie nikt mnie tu nie zna, ale trudno. To mój blog, który przeniosłam z Onet.pl. Znane mi osoby poleciły Blooger'a i szczerze? Jest o wiele lepszy! Mam nadzieje, że ktoś  będzie czytał te moje wypociny. Dziękuję za odwiedzenie bloga i zapraszam do komentowania :D

7 komentarzy:

  1. Czytam i musze Ci powiedziec ze Twoj blog mnie zaciekawil ;) i to bardzo ;).. Uwielbiam NaLu i to wlasnie u Ciebie dostalam ;)
    Czekam na wiecej ;D pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu mnie nie poinformowałaś o zmianie?!
    Ale fajna notka,napisz do mnie musimy pogadać!
    ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny , świety rozdział ! Nic dodać nic ująć ! Po prostu wspaniałay <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeejku *.* Gajeel i Levy moja ukochana para <3 Świetnie ci to wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział jak i tematyka!!!Marto, masz talent

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie Gavy!!! \(*.*)/
    Cana: Nie posraj się z tego szczęścia!
    Fajny rozdział. Ale Jeta to ukatrupie! -.- I jak piszesz, że to ona opowiada, to cały czas tak pisz, a nie ,,krzyknął odwracając się do niej i tuląc ją do siebie tak mocno, że prawie by ją udusił. Cudem udało mi się wyrwać z morderczego uścisku.", obyś wiedziała co w tych dwóch zdaniach jest nie tak.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale się dzieje!!! Zamiast iść spacz to czytam Twojego bloga bo tak mi się spodobał :). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń