sobota, 9 listopada 2013

Rozdział Dwudziesty Piąty "Plany"

           Promienie popołudniowego słońca wtargnęły do pokoju, rozświetlając całe pomieszczenie. Mistrz gildii siedział na blacie swojego biurka , Doranbolt zaś siadł na starym krześle lekko odsuniętym od ściany.
- Więc, co masz mi do powiedzenia? – Chrząknął Makrarov  z skrzyżowanymi rękami na piersiach i bez krztyny przyjacielskiego tonu w głosie. Doranbolt zaniepokoił się przeszywającym spojrzeniem staruszka, jednak po chwili odpowiedział.
- To wiadomość od Rady Magicznej, najwyższej rangi. – Przełknął ślinę i obtarł pot z czoła, białą chustką z wyszytym emblematem armii magicznej. Ze zdenerwowania słowa utknęły mu w gardle. Szósty tylko lekko pochylił swą głowę i spuścił na chwilę zaniepokojony wzrok na podłogę, aby po chwili znów podnieść go dumnie i zawiesić na posłańcu.
- Czy muszę się powtarzać Doranbolcie? Co masz mi do powiedzenia? – Warknął Makarov, wyraźnie poirytowany faktem omijania wyjawienia sedna sprawy od początku rozmowy. Lekko zszokowany wysłannik odpowiedział:
- Tak jest! Rada Magiczna, zdecydowała w sprawie aktywacji kręgu… Przygotowania zostały rozpoczęte, przewidujemy, że mamy około dwóch tygodni na sprowadzenie wcześniej przygotowanych materiałów… 
-W takim razie powiedz mi tylko, co to ma wspólnego z naszą gildią i moimi dzieciakami?! – Groźnym głosem uciął wypowiedź Doranbolta.
 - Z Fairy Tail nie wiele, jednakże z naszych informacji wynika, że dajecie schronienie dzieciakom, które przybyły tu z innego świata i prawdopodobnie ich moc będzie nam niezbędna do aktywacji. Tutaj Rada zwraca się do ciebie o przekazanie jej dzieci, aktualnie to właśnie pod twoim dachem rezydują te dzieci, co oznacza także, że są pod twoją nieformalną opieką.
Nastała chwila milczenia. Dreyar spojrzał na ziemię z wyraźnie zaniepokojoną miną. Doranbolt po chwili dodał spokojniejszym tonem:
 - Rada jest bezwzględna, Makarovie. Decyzja należy do ciebie. To czy dobrowolnie poddasz się prośbie Rady, czy będziesz stawiał opór… nie ma różnicy, a może jedynie pogorszyć sytuację… Rada zabierze ich bez względu na to, jaka jest twoja decyzja. Tylko to chciałem powiedzieć.
-To wszystko? – Zapytał wyraźnie ponury Szósty, zaciskając pięść, aby nie okazywać gniewu przy przedstawicielu Rady. Te słowa z trudem przeszły mu przez gardło. Te dzieciaki… Zawsze wesołe, brojące, głośnie i bezbronne mają zostać zabrane przez bandę jakiś postarzałych dziadów? Z powodu TEGO?
-Tak… - Powiedział Doranbolt, odwracając się w stronę drzwi. Trzymając klamkę ręką, przechylił lekko głowę w stronę zamarłego na swoim fotelu mistrza gildii i powiedział półgłosem:
-Dziadku, zabierz stąd te dzieci… Jak najdalej… Proszę… Ja tylko wykonuję moje obowiązki, ale… To nie znaczy, że myślę to samo, co Rada… Ja, ja… nic nie mogę zrobić…- Kiedy wypowiadał te słowa jego głos zaczynał się łamać, jednak nieskutecznie starał się utrzymać poważny ton.  Starszy popatrzył zdumionym wzrokiem na Doranbolta.
-Dziękuję za troskę, młodzieńcze. – Powiedział głośno z dumą w głosie Makarov. – Zrobię, co w mojej mocy, aby chronić te dzieci, masz moje słowo.
- Wierzę w twoje słowa dziadku… I gdyby ktoś pytał…
- Tych ostatnich słów nie było, tylko raport. – Z lekkim uśmiechem dodał starzec i zaśmiał się cicho jak to ma w zwyczaju.
Doranbolt tylko się uśmiechnął na pożegnanie i zniknął tak samo cicho jak przybył, utrzymując powagę. Macarov zamyślił się na chwilę, po czym rzekł spokojnym głosem:
- Wejdź, Lucy. Nie chowaj się. – zdziwiona Heartfilia weszła do pokoju, nadal trzymając tacę.
- Skąd Mistrz wiedział, że… jestem za drzwiami – już miała przyznać się, że podsłuchiwała, ale w porę ugryzła się w język. Ręce zaczęły jej drżeć . Talerze były cholernie ciężkie.  Podeszła do pobliskiej komody i postawiła uciążliwą tacę. Dreyar spojrzał zza okno i ciężko westchnął.
- Słyszałaś wszystko prawda? – spytał Heartfilię. Blondynka nieśmiało pokiwała głową. Zamknął oczy i zmarszczył brwi. Dopiero wówczas Lucy zauważyła. Jak bardzo mistrz musi być zmęczony i zestresowany. Światło z zewnątrz oświetliło jego już wyraźnie zmarszczoną, szarą  twarz i duże sińce pod oczami. Pomimo fizycznego wyczerpania nadal martwił się o gildię i o tamte dzieciaki. W takich właśnie momentach dziewczyna czuła się dumna, że właśnie w tej gildii się znalazła. W gildii, w której każdy martwi się o innych. W gildii, w której każdy jest równy. W gildii, w której…
- Hej Lucy, żyjesz? – staruszek machał dłonią przed jej twarzą. Ocknęła się i spojrzała na mistrza.
-Co? – spytała zdezorientowana, po czym dodała szybko – Przepraszam, zamyśliłam się.
Macarov jedynie uśmiechnął się wesoło.
-Dobrze się składa, że jesteś. Ponieważ mam zadanie dla ciebie…

*

 -Uh, która godzina? –Shiro przeciągle ziewnął i podniósł się z chłodnej jeszcze ziemi.
-„Słońce niedawno wzeszło, ale i tak jest późno. Jeśli chcę znaleźć jakieś w miarę płatne misje powinienem się pośpieszyć” - pomyślał. Wstał i otrzepał swoje ubrudzone ziemią spodnie i  czarny płaszcz. Przeczesał palcami swoje białe, krótkie włosy i ciężko westchnął, ubierając buty.
–„Ile to już czasu? Szesnaście lat… Dalej pamiętam, co się stało, kiedy otworzyłem swoje oczy po raz pierwszy… To dziwne. Słyszałem, że ludzie nie pamiętają takich rzeczy, ale cóż… ja nie jestem człowiekiem „–pomyślał i po chwili ruszył leśną, wydeptaną już ścieżką prowadzącą do miasteczka, jedną z bocznych dróg prowadzących do handlowej osady. Szedł przez chwilę zapatrzony w ziemię, zastanawiając się nad wyglądem wozu, który zostawił najbardziej wyraźne ślady w miękkim podłożu (ale mu zapewne się nudzi ^^). Po krótkiej chwili zatrzymał się i spojrzał za siebie.
-Co to za szmer? –Wzdrygnął się cały. Jego oczy zabłyszczały jak oczy zwierzęcia, które wyczuło zagrożenie wokół siebie – Wóz?
Zobaczył pędzące konie w oddali, jednak odwrócił znów głowę w stronę miasteczka, do którego zmierzał.
Nie minęło nawet pięć minut zanim wóz dogonił z wolna idącego chłopca.
 –Hej! Hej dziecko! –Rozległ się krzyk. Woźnica zawołał pełnym głosem, zwracając się do Shiro z uśmiechem.
-Czego chcesz ode mnie? –Warknął chłopiec, patrząc spod łba na dorożkarza.
-Zmierzasz do miasta, prawda? Wsiadaj! –Mężczyzna odpowiedział chłopcu.
-Gdzie ma źródło twoja dobroć, człowieku? Jak mogę ci ufać? –Shiro zmierzył wzrokiem wysokiego mężczyznę prowadzącego bogato zdobiony powóz z jeszcze większymi wątpliwościami niż przy swoim pierwszym pytaniu.
-Najmocniej przepraszam, nie chciałem urazić cię chłopcze, jednak moja Pani nalega, abyś nie trudził się dalszą drogą pieszo i dołączył do niej. – Ponownie uśmiechnął się, odpowiadając dziecku.
Po chwili przez okno pojazdu wychyliła się głowa ciemnowłosej kobiety i zapytała:
-Czy coś się stało, Antonio?  -Zapytała woźnicę z zainteresowaniem w głosie.
-Em… nie. Oczywiście, że nie madame… - Zestresowany błyskawicznie odpowiedział na głos kobiety, po czym zaczął się drapać po głowie.
Shiro stał jak wryty. Nie wiedział, jak ma się teraz zachować. Przy tym mężczyźnie? Na luzie, wrogo, obojętnie. A przy tej kobiecie? Nie miał pojęcia! ZERO pomysłów.
-Chłopcze, może jednak zdecydujesz się pojechać ze mną do miasta? – Kobieta zwróciła swoją głowę w stronę Shiro i z uśmiechem dodała: -Nie bój się, nie zrobię Ci krzywdy! Hehe! – Zachichotała.
Niechętnym krokiem chłopiec zbliżył się do powozu i wsiadł do środka.
 –Dobrze się czujesz młodzieńcze? –Zapytała zainteresowana ciemnowłosa kobieta. –Wyglądasz na wystraszonego.
-Nie, nic mi nie jest. Dziękuję za pomoc w podróży.  –Powiedział cicho chłopak.
 –Oh, ależ przyjemność leży po mojej stronie, dziecko.
-Z jakiego miasta przychodzisz tutaj? –Spytała.
 -Mirith –Szybko odpowiedział.
-Naprawdę z tak daleka? – Z niedowierzaniem spojrzała się na chude ciało dziecka, które według niej nie wytrzymałoby tak długiej podróży – Jak długo zamierzasz zostać w tym mieście?
-Tydzień, może trochę dłużej… -Powiedział, odwracając wzrok i zwracając go w stronę okna.
–Tak krótko? Taką drogę przebywać tylko po to, aby zostać na tydzień? –Ponownie zdziwienie zabrzmiało w jej głosie.
Jednak na tę uwagę, Shiro odpowiedział jedynie jeszcze większym skupieniem na mijającym go krajobrazie za oknem.
-Przepraszam, nie powinnam Cię tak męczyć pytaniami. –Powiedziała, spuszczając napięcie z sytuacji.
Jeszcze chwilę temu ledwo widoczny zarys miasta, wyostrzył się i ukazał szczegóły.
-Za chwilę dojedziemy do bram miasta, madame! –Krzyknął Antonio.
-Dasz sobie radę chłopcze w tym mieście? Jest całkiem niebezpieczne, przyjeżdżam tu, co miesiąc, ale za każdym razem jest tak samo. Wszędzie kręcą się podejrzani ludzie, uważaj na siebie.
-D-Dobrze… -Powiedział Shiro po raz pierwszy patrząc się w głębokie zielone oczy uśmiechniętej kobiety.
-Trzymaj –Powiedziała, wręczając mu kawałek kartki wyrwanej z notesu, w którym coś zapisała.
-To miejsce, w którym będę jeśli byś miał jakieś kłopoty to przyjdź do mnie, dobrze? – Znów się uśmiechnęła i zaczęła zbierać wszystkie swoje rzeczy, pakując je do podręcznej torby.
-Naprawdę, nie trzeba… -Odpowiedział chłopak, przytrzymując drzwi kobiecie, gdy chciała wyjść.
-Nie krępuj się, lubię dzieci. Źle bym się czuła ze świadomością, że śpisz gdzieś na ulicy. Wpadnij do mnie, jeśli coś będzie źle! –Odpowiedziała machając mu na pożegnanie, odwróciła się i zniknęła w tłumie ludzi.
*
*
Wyszło na to, że napiszę dopiero w listopadzie xD Wybaczcie, ale szykuję się aż do trzech olimpiad i jeszcze biorę udział w akademii na jedenastego listopada, i... Moja przyjaciółka poprosiła mnie o napisanie przeróbki Turnieju z Fairy Tail. Na czym polega przeróbka? Pojawią się postacie z mojego drugiego bloga, czyli Shiren i Midori; zrobię małe zmiany w konkurencjach i dodam tak na oko dwie sceny +18 (jeszcze się zastanawiam).
I mam właśnie takie pytanie do was: czy chcecie, bym opublikowała te przeróbkę? Bardzo mi zależy na waszej opinii :)

Sayonara!

PS. Do innych blogowiczów: cały czas czytam wasze dzieła, ale ponieważ czytam z telefonu... To mi czasami komentarze się nie pojawiają XD Gomenne!