niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział Piętnasty "Świąteczne przygotowania cz.2"

Dedykacja dla Reni, która zawsze pierwsza komentuje moje rozdziały :D
*
*
*

    Natsu siedział przy barze popijając dopiero co zamówiony sok. Nie przepadał za alkoholem, ale w niektórych momentach był skłonny do sięgnięcia po niego. Intensywnie myślał nad kilkoma sprawami. Pierwsza - wyznanie przyjaciołom, że on i Lucy są ze sobą. Tylko kiedy oni się zdecydują im to wyznać? Przyjdzie na to pora. Może w Wigilię? Hm, jak Lucy się zgodzi... to może. Ale na razie zostawmy jak jest.

Druga - Gwiazdka. Jak zwykle odbędzie się wspaniały festiwal w mieście z uczestnictwem Fairy Tail. Pamiętał jak rok temu prawie by wszystko zniszczył i naraził się Erzie, która zostałaby królową festiwalu. AUĆ! Pamiętał ten ból i wyraz jej twarzy. Ciarki przeszły mu po plecach. Trzecia i najważniejsza rzecz - prezenty. Nie kupił nic, a święta się zbliżają wielkimi krokami. Musiał już zaraz iść, by ominąć tłok w sklepach. Wiedział, co kupić przyjaciołom, lecz miał problem, co kupić swojej dziewczynie. Co ona lubiła? Jego <uśmiech>, ale nie. To nie to. Co ona by chciała dostać? Kurde! Jaki wielki problem. Wymyśli się coś. Po drodze. Po chwili wstał i bez słowa wyszedł na miasto.

   Weszła do gildii cała wytarta w śniegu. Znowu to samo. Miała tego dość. Jet i Droy jak co roku muszą ją wrzucić w pierwszą lepszą zaspę, nie martwiąc, że może się pochorować. Nienawidziła tego. Było jej zimno i mokro. Najlepiej by została w domu, ale doszła do niej wiadomość od Cany w sprawie festiwalu. Nie mogła tego tak zostawić. Otrzepała się ze śniegu i podeszła do baru. Przywitała ją tam Mira.

- Ohayo Levy! Coś taka nie w sosie? - spytała białowłosa z uśmiechem.
- Ta dwójka z drużyny mnie dobija! Znowu w zaspę mnie wrzucili i teraz normalnie jest mi zimnoo! Możesz mi dać coś ciepłego np. jakieś kakao? <kakałko!!!>
- Pewnie, tylko musisz troszkę poczekać - powiedziała i odeszła do kuchni. McGarden siedziała na taborecie trzęsąc się niemiłosiernie. Za zimno! Za zimno!
Nagle poczuła jak coś miękkiego i ciepłego otula jej małe przemarznięte ciało. Podniosła głowę i ujrzała wlepione w nią czerwone tęczówki z ukośnymi źrenicami. 
- G-Gajeel...
- Przykryj się, bo inaczej zmarzniesz - powiedział pocierając trochę koc na ramionach dziewczyny - Niech zgadnę... Tamci dwaj, co mała?
 - Nie jestem mała! - rzekła obrażonym głosem niebieskowłosa rumienią się. On? Martwił się o nią? Jakaś nowość! Nigdy wcześniej tego nie robił. Dlaczego?
- Oj no, nie denerwuj się - uśmiechnął się łobuzersko. Spojrzał na dobrze bawiącą się dwójkę przyjaciół. Do głowy wpadł mu szaleńcze dobry pomysł - Mam małą prośbę, czy mogłabyś chociaż na chwilę usiąść przy oknie?
- Tak, ale po co? - spytała zdezorientowana.
- Ge-he zobaczysz - zaśmiał się, posyłając jej oczko. Jeszcze bardziej się zarumieniła, ale wypełniła polecenie. Trzymając koc podeszła do okna i usiadła na parapecie. Nie wiedziała, co chciał uczynić.
On w tym czasie podszedł do Jet'a i Droy'a:
- Czołem gamonie! - przywitał się na swój sposób. Obydwaj spojrzeli na niego nieprzyjaźnie.
- Czego od nas chcesz? - spytał Jet krzyżując ręce na piersi.
- Ge-he... Co powiecie na mały zakład? - spytał wyszczerzając swoje białe kły.
- Jaki zakład? - zainteresował się Droy, zajadając się nóżką z kurczaka.
- Jeśli wygram do końca zimy nie wrzucicie Levy w zaspy.
- A jeśli my wygramy? - spytał Jet. Gajeel podrapał się po brodzie. "Kurde! O tym nie pomyślałem! Co robić? Co robić?!" - gnębił się w myślach. 
- Już wiem! - krzyknął wesoło Droy - Jeśli my wygramy nie możesz przez całe święta nie zbliżać się do Levy - dwójka z Shadow Gear uśmiechnęła się triumfalnie.
- Ge-hehe. Nie macie szans ze mną - odparł Redfox, nie przestając się uśmiechać. Kątem oka spojrzał na niebieskowłosą, która z nudów spoglądała przez okno. Nie mógł przegrać. Nie takim kosztem!
- To kiedy zaczynamy? -spytali się z chytrymi uśmiechami.
- Od zaraz, ale jest jeden warunek. Nie używamy magii, zrozumiano?
- Hai!
Cała trójka udała się w kierunku drzwi wyjściowych. Po raz kolejny spojrzał na "przyjaciółkę", która patrzyła na nich ze zdziwieniem. Nie rozumiała, co się dzieje. 

   W ciągu tych kilkunastu minut napadało strasznie dużo śniegu. Każdemu sięgało do połowy łydek. Byli gotowi do wojny na śnieżki, każdy miał swój cel, o który będzie walczył. Nie przegra tak łatwo. Stali na mrozie z pięć minut, kiedy Jet nie wytrzymał. Pierwszy rzucił się na śnieg, szybkim ruchem ulepił byle jaką kulkę i rzucił w kierunku Smoczego Zabójcy. W jego ślady poszedł jego kompan, tyle że rzucał strasznie wolno. Długowłosy uskoczył przy okazji nabierając białego puchu w obie dłonie. Szybko uformował dwie, wielkie kule i ruszył w kierunku przeciwników, unikając kolejnych "pocisków". Gdy był już blisko nich cisnął w ich twarze śnieżkami, a kiedy byli "oślepieni" znokautował ich, że teraz leżeli biedni na tym śniegu, mając nad sobą gwiazdki latające nad ich głowami. Spojrzał w okno, gdzie siedziała brązowooka Levy. Na początku jej szeroko otwarte oczy wyrażające zdziwienie teraz nabrały cieplejszej barwie. Śmiała się trzymając się za brzuch. Nawet się nie wysilił. Jacy słabeusze... Myśleli, że mają jakieś szanse z Kurogane*? Chyba się przeliczyli. Usłyszał skrzypnięcie drzwi. Widział ją. Jak biegła. Ale tak nie fortunnie, że potknęła się i prawie spotkała się z podłożem. Prawie... gdyby nie Gajeel.
     
    Lucy z miną biednego zajączka siedziała przy barze, wyrywając sobie włosy z głowy. Kurde! Zapomniała, że święta idą! A ona nic nie ma. Dla nikogo. Dla Natsu. 
Tyle się wydarzyło w poprzednich dniach, że na śmierć zapomniała. Musiała coś zrobić! Tylko co?
- Mira-chan! Mam pytanie, wiesz może gdzie można najtaniej kupić prezenty? - spytała szeptem Heartfilia.
- Prezenty? Hmm... - zastanowiła się białowłosa - Chyba u pani Renee, ale nie jestem pewna.
- Arigatou, Mira-chan! - uśmiechnęła się - I mam prośbę: mogę pożyczyć twój płaszcz, bo nie wzięłam ze sobą.
- Pewnie. Bierz i leć, bo zaraz mogą zamknąć.
- Domo Arigatou! - podziękowała brązowooka. Podbiegła do wieszaka, w pośpiechu ubrała zieloną kurtkę Mirajane i wybiegła z gildii. Niedaleko miała do sklepu. W ciągu trzech minut znalazła się pod ładnym, szaro-różowym budynkiem z dużym napisem :
                        "Pod Różanym Ogrodem"
Otworzyła drewniane drzwi, przy okazji uruchamiając dzwoneczek, który zadzwonił czystym dźwiękiem. Zza lady wyłoniła się zgrabna, ciemnowłosa dziewczyna w okularkach. Miała na sobie czerwoną sukienkę z białymi akcentami. Gdy zobaczyła, kto przyszedł uśmiech zagościł na jej twarzy.
- Lucy-chan! Jak miło cię widzieć! Dawno tutaj nie zaglądałaś. 
- Ohayo Reni-chan. Słuchaj mam problem, otóż nie mam...
- Niech zgadnę... Prezentów dla przyjaciół i chłopaka?
- Skąd...- zdziwiła się blondynka.
- To oczywiste, ponieważ niedawno przyszło tutaj kilka osób z waszej gildii i prosiło o to samo!
- Wow, a ty skąd wie...

- Zgadywałam. Ty i Natsu pasujecie do siebie. Lubicieeee się! - zaczęła udawać Happy'iego :3
- Tylko nikomu o tym nie mów, proszę!!!
- Oki, oki. Umiem dochować tajemnicy :P I żebyś nie musiała martwić się o prezenty już ci je zapakowałam! - zawołała, wyciągając z pod lady średniej wielkości pudło z pakunkami.
- A-Ale...
- No co? Wiedziałam, że przyjdziesz, więc chciałam ci zrobić przyjemność. Ale skoro ci się nie podoba...
- Podoba mi się! Arigatou Reni-chan! - uściskała ciemnowłosą - Nie wiem, jak ci się odwdzięczyć!
- Nie ma sprawy. Już leć, bo zakładam się, że za niedługo będziecie musieli przygotować się do festynu.
- Hai! Pa! - Lucy pożegnała się i pognała w stronę swojego mieszkania. Musiała szybko schować prezenty. 
Będąc już w domu zaczęła chować upominki. Prezent dla Levy i Gajeel'a włożyła pod lodówkę, dla Happy'iego do lodówki (rybka :p), dla Erzy do szafy, dla Gray'a pod łóżko, dla Juvii też pod łóżko, dla Wendy i Carlii do dużego wazonu. Został jeszcze prezent dla Natsu. Był to naszyjnik z małym, podłużnym kryształem. Nie byle jakim. Miał on właściwości pokazywania różnych ważnych momentów z przeszłości. Reni-chan miała gust!
Lucy postanowiła schować go do szuflady stolika nocnego. Miała tylko nadzieję, że Dragneel nie będzie tam zaglądać.
Teraz musiała migiem wrócić do gildii pomóc w przygotowaniach do festynu...
*
*
*
Proszę bardzo! Oto dość dłuższy rozdział, który powinien was ucieszyć :)
Otóż, ponieważ jutro jest Wigilia, a rozdział kolejny pojawi się dopiero za kilka dni, a w Smoczej Legendzie nie będzie o świętach (gomen'nasai!) zapraszam serdecznie Happy'iego, Carlę i Lilly, żeby wam coś powiedzieli.
<Wchodzą Exceedy. Każdy ładnie ubrany i wystojony :P)
Rozpoczyna Happy>
Skacze Aniołek, skacze po chmurkach,
niesie życzenia w Anielskich piórkach.
Niesie w plecaku babki i świeczki,
a w walizkach złote dzwoneczki. Wesołych Świąt!

Carla:
 Gdy przyjdą Święta w srebrnej bieli,
gdy Stary Rok w Nowy się zamieni,
przyjmij gorące me życzenia,
niech się Ci spełnią wszystkie marzenia.

I Lilly:
Niech Święta Bożego Narodzenia i Wigilijny wieczór upłyną Wam w
szczęściu i radości przy staropolskich kolędach i zapachu świerkowej
gałązki.

<Exceedy kłaniają się i wychodzą>

No więc moi kochani w imieniu Mii-chan, Midori, Shiren, Haruny, Kashiro i całej gildii Fairy Tail życzymy wam Wesołych Świąt i udanego Sylwestra!!!

Buziaczki :*


sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział Czternasty "Świąteczne przygotowania cz.1"

    Po zjedzonym śniadaniu, którego nie spalił Dragneel, udali się w stronę gildii trzymając się za ręce. Byli bardzo szczęśliwi, ponieważ już wiedzieli, że nie są sami. Nawet nie wierzyli w własne szczęście. Myśleli, że to sen, który za niedługo miał się skończyć. Patrzyli sobie w oczy, że nawet nie zauważyli, po czym stąpają. Byli tak zaślepieni sobą, że prawie wpadli by na każdą osobę, która akurat przechodziła. Przechodnie otuleni kurtkami i szalikami spoglądali na nich jak na idiotów. Temperatura spadła poniżej zera, a oni szli ubrani w letnie rzeczy. Wyglądało to komicznie. Oni widzieli tylko siebie, nic poza tym.
    Gdy w oddali można było zauważyć budynek gildii Fairy Tail Lucy zatrzymała się. Natsu się zdziwił jej reakcją.
- Lucy, coś się stało? - spytał z nutką troski w głosie. 
- Czy moglibyśmy... nikomu mówić, że jesteśmy razem? - spytała nieśmiało. Chłopak zrobił wielkie oczy.
- Dlaczego?
- No bo... Mira i Erza mogłyby non stop  pytać: kiedy? jak? gdzie? dlaczego?
A ja nie zamierzam ich wysłuchiwać! - złapała się za głowę, jakby miała migrenę.
- Wiesz co, Lucy - westchnął Dragneel, podchodząc do niej - Masz rację. Nie powinniśmy im tego oznajmiać. Jeszcze nie. - i uśmiechnął się do niej szeroko. - Ale mam warunek.
Blondwłosa spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Jaki warunek?
- Zanim przekroczymy próg gildii chcę otrzymać całusa od ciebie - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Heartfillia zarumieniła się, ale spełniła prośbę i pocałowała go w policzek.
- To ci wystarczy? - spytała.
- Nie.
Pocałowała do nos.
- A teraz?
- Nic.
W końcu podeszła po niego bliżej i delikatnie przywarła wargami do jego ust. On pogłębił pocałunek.

Trwali w nim kilka minut, dopóki nie odczuli braku powietrza. Oderwali się od siebie zarumienieni i uśmiechnięci.
- Tak lepiej.
- Idealnie. - dopiero teraz podniósł głowę ku niebu i zobaczył, jak maleńkie kryształki śniegu spadają na ziemię. Wcześniej nigdy nie interesował się nimi, a teraz kiedy odczuł uczucie miłości świat wydawał mu się wspaniały, harmonijny. Wiedział, że tak został spisany jego los. Mając u boku kochaną, złotowłosą dziewczynę. Już nigdy nie będzie sam. Po zniknięciu jego ojca był samotny. Od tamtego czasu nikogo nie darzył miłością, lecz czystą przyjaźnią. Jednak gdy pojawiła się ONA poczuł w sercu to coś... Tak. To była miłość. Gorąca jak jego magia. Płonąca żywym ogniem.
Usłyszał kichnięcie. Spojrzał na Lucy. Trzęsła się z zimna pociągając co chwila nosem. Rozczulił go ten widok. Ściągnął swój biały szalik i owinął szyję swojej ukochanej. 
- Oi, tylko mi tutaj się nie przezięb!
- Łatwo ci mówić - rzekła szczękając zębami - Ty jesteś chodzącym wulkanem!
- Wiem - uśmiechnął się po raz  kolejny - Dlatego chcę się z tobą podzielić moim ciepłem.
- Huh? - chłopak wziął ją na ręce i przytulił do siebie - Co ty wyprawiasz?
- No co? Przecież ci zimno!
- No tak, ale gildia może coś podejrze...
- O to się nie martw. Już ja to załatwię.- odparł ze śmiechem i pobiegł w kierunku Fairy Tail.

      W gildii panowała radosna atmosfera. W progu Natsu postawił Lucy na ziemi i niemal od razu rzucił się do walki z Elfman'em i Gray'em. Heartfillia w tym czasie udała się do Mirajane.
- Ohayo, Mira-chan!
- Ohayo, Lucy. - przywitała się białowłosa - Dobrze, że jesteś. Erza ciebie wszędzie szukała.
- Arigatou za informację - podziękowała i od razu natknęła się na czerwonowłosą, która za nią stała.
- Lucy! Musisz mi natychmiast pomóc. - wykrzyczała łapiąc dziewczynę za ramiona.
- Spokojnie! Możesz mnie tak nie ściskać? To boli - skrzywiła się z bólu.
- Gomen. Lucy, słuchaj. Za tydzień jest już Gwiazdka i w Magnolii odbędzie się festiwal świąteczny, na którym będzie wybierany król i królowa festiwalu! I ja zamierzam zostać królową, więc proszę cię o przysługę. Czy mogłabyś mi pożyczyć coś z twojej bielizny?
Blondynka przeraziła się. "Już za tydzień! A ja nie mam prezentu dla Natsu i reszty!" - pomyślała w myślach.
- Hai... - zgodziła się, nie wiedząc, dlaczego. Erza była w siódmym niebie.
- Naprawdę? Arigatou Lucy! - wyściskała przyjaciółkę i migiem wybiegła z gildii.
A Lucy nadal stała jak wyryta...
*
*
*
Gomenne! Miałam te cholerne próby i lekcje, że szlag mnie prawie trafił!
Ale rozdział jest krótki, ale następny spróbuje napisać jutro lub pojutrze, czego nie obiecuję, bo Wigilia :P
Tak jak obiecałam wstawiam dwa (na razie) obrazki mojego wykonania. Nie powiem, że wyszły masakrycznie, bo je lubię :D (gomen za jakość, ale nie mam skanera w domu );)


To Natsu i Lucy po długiej rozłące :P


A to "Midori" ze Smoczej Legendy w mojej wersji, ale ponieważ Mia-chan się uparła wygląda zupełnie inaczej. A szkoda :/

Liczę na szczere komentarze z waszej strony :P

Buziaczki :*




środa, 19 grudnia 2012

~~Dobra wiadomość!~~

Ohayo minna! Mam dla was baaardzo dobrą wiadomość. Otóż postanowiłam przeprosić za WIELKĄ przerwę, ale weny nie miałam, przyjaciele naciskali mi na pisaniu rozdziału w Smoczej Legendzie i jasełka :/
Totalna masakra...
Ale!
Chcę się poprawić, więc prawdopodobnie jutro lub w piątek napiszę dłuuuugi rozdział i dołączę  moje rysunki :P
Od razu informuję, że nie mam takiego talentu jak Yasha-chan, Misaki-chan czy Chan Lee-chan (ale brzmi).
Więc do zobaczenia kochani!

Buziaczki :*

niedziela, 2 grudnia 2012

One Shot ~GaLevy~

Ohayo minna! Przepraszam was, ale dzisiaj nie będzie kolejnego rozdziału. Ni mam pomysłu, lecz to nie oznacza, że przestanę pisać. Na taki jakby "odskok" z fabuły napisałam specjalnie dla Reneé, która (tak jak inni) uwielbiają pewien parting. Też z Fairy Tail! Wcześniej wspomniałam o nim w którymś tam rozdziale, ale nie będę was tera zanudzać, tylko zapraszam do czytania. Aha i gomenne za opóźnienie. NIE ZABIJAJCIE!
*
*
*

                              Biegła, ile miała siły w swoich małych, pokaleczonych nogach. Jej niebieskie włosy spięte przepaską falowały nierównomiernie wraz z ruchem jej ciała. Na jej twarzy malowała się determinacja i strach, a z jej oczu spływały po policzkach słone łzy. Dlaczego? Dlaczego płakała? Z powodu ran, które odniosła wcześniej? Nie. Bała się, że nie zdąży. Nie zdąży spotkać tego, który ją ocalił. Kim dla niej był? No właśnie. To jest pytanie. Przecież, gdy pierwszy raz się spotkali on prawie jej nie zabił. Ale był wtedy w innej gildii! Nie znał jej! Dopóty nie poszli razem na test klasy S. Co on powiedział tamtego dnia?
" Nigdy mnie nie opuszczaj" - usłyszała jego głos w swojej głowie. Przyspieszyła. Jeszcze kawałek. To już niedaleko! Już jest na miejscu. Ale nie ma go. Zaczęła rozglądać się na wszystkie strony. Załamana padła na kolana. (ale rymy dzisiaj!). Podparła się rękami o ziemię. Z jej oczu znowu zaczęły płynąć łzy. Nie wytrzymała. Wybuchnęła głośnym płaczem. Nie zdążyła. Nie zdążyła mu powiedzieć, co do niego czuje. Gdzie on teraz może się podziewać? Dokąd się udał? Czy nic mu nie jest po walce z Jet'em? Zostawiła go samego na polanie. Zostawiła...
Zostawiła...
                              Wtem usłyszała szelest za sobą. Odwróciła się gwałtownie, lecz niczego podejrzanego nie zobaczyła. Westchnęła ciężko i powoli wstała, ale zaraz usiadła sycząc z bólu. Okazało się, że biegnąc tutaj rozcięła sobie skórę przez jakieś kolce. Szkarłatna, ciepła ciecz spływała po jej stopie brudząc ziemię swoim kolorem. "Cholera"- przeklęła w myślach Levy ze złością. Ściągnęła opaskę z głowy i zawiązała sobie ją wokół kostki. Próbowała po raz  kolejny wstać, a efekt był niestety taki sam. Z rezygnacją usiadła po turecku i wlepiła wzrok na wodę. Była przejrzysta, więc łatwo było zobaczyć co się w niej kryje. Z nudów zaczęła liczyć ryby  płynące w rzece. Po 36 rybce ze zdziwieniem stwierdziła, że się unosi. Ktoś złapał ją w talii i wziął na ręce. Zszokowana spojrzała na tą osobę, którą okazał się Żelazny Smoczy Zabójca.
(sorry! ale innego obrazka ni znalazłam, a ten mi się spodobał :3 )
Szedł żwawym krokiem w kierunku gildii. Nie odzywał się. Tylko czasami urywkowo spoglądał na dziewczynę, która nie odrywała od niego wzroku. 
Myśli Gajeel'a:
Po co ona szła z tym kapelusznikiem? Po co?! Przecież nie wiadomo  było, co mógł jej zrobić. A ona mu zaufała! Głupia mała. Co ona sobie myślała? Na szczęście zdążyłem. Nic jej nie zrobił. Jest tu. Mam ją. Jest cała i zdrowa, nie licząc krwawiącej kostki. Jest taka... mała... i krucha. Ma bardzo ładne, brązowe oczy.... MOMENT! O czym ja myślę?!  Chyba nie... NIE! TO NIE MOŻLIWE, ŻEBY ONA... żeby ona... Przestań o tym myśleć! Przestań! Przecież jest słaba, malutka, bezbronna...ale  jest osobą, którą muszę chronić. Bez względu na wszystko. Uratuję ją, gdy będzie w niebezpieczeństwie, będę na każde jej zawołanie...

                                         Po kilku minutach znaleźli się w akademiku, gdzie mieszkała Levy. O dziwo ciemnowłosy chłopak wiedział, gdzie ma iść. Tylko skąd? Nie miała pojęcia. Znaleźli się w jej pokoju. Istna biblioteka! Pod każdą ścianą stały biblioteczki, a na nich książki (nie trudno zgadnąć XD). Małe łóżko natomiast stało pod oknem. Gajeel delikatnie (o.O) położył dziewczynę na materacu, po czym chciał wyjść z pokoju, gdy poczuł lekkie szarpnięcie z tyłu. To McGarden złapała go za płaszcz.
- Dokąd idziesz? - spytała smutnym głosem, nawet na niego nie patrząc.
- Po Wendy. Musi obejrzeć twoje rany - rzekł po chwili.
- Nie musisz....
- Muszę. - zdziwiona jego słowami uniosła powoli głowę. Nadal stał do niej tyłem, patrząc przed siebie. 
- Gajeel... - powiedziała zdławionym głosem. "Płacze?" - gdy tylko się odwrócił objęła go swoimi rękami w pasie i przytuliła. Z jej oczy płynęły łzy (co oni wszyscy płaczą?! dop.aut.).
Odruchowo odwzajemnił uścisk. Teraz czuła się bezpiecznie, nie musiała się martwić. On tu był. Obejmuje ją swoimi ramionami - Arigatou... za wszystko... - szepnęła, po czym niemal natychmiast zasnęła. Smoczy Zabójca jeszcze przez chwilę przytulał niebieskowłosą. Następnie położył ją i okrył kołdrą. Wyglądała teraz tak niewinnie. Zarumieniona, piękna... Nie mógł się oprzeć. Pocałował jej czoło i szybko wybiegł. Musiał szybko poinformować Marvell o stanie jego małej przyjaciółki...
*
*
*
Skończyłam! Trochę krótkie, ale się nie dziwcie! Weny ni mam od kilku dni, ale zawsze coś się znajdzie, prawda :)  Więc mam nadzieję, że was na razie nasyciłam XD

Buziaczki :*

piątek, 16 listopada 2012

Nowy blog :3

Ohayo minna! Zapraszam na mojego drugiego bloga o Fairy Tail. Podobny jest troszkę, ale dodane są nowe postacie. Liczę na wasze komentarze i opinie.
Oto link:
http://fairy-tail-smocza-legenda.blogspot.com

niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział Trzynasty "Czy ty mnie kochasz?"

                Pod swoim domem Lucy chciała się pożegnać, gdy nagle Natsu chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Złapał ją za podbródek  i pocałował ją czule w usta. To ją zupełnie zaskoczyło. Rozszerzyła oczy ze zdumienia. Całował? On ją? Chyba śni. Poczuła fale ciepła płynące z tego dotyku. Niemal natychmiast poddała się jej. Jednak nie złudzenie. Zamknęła oczy, rozkoszując się przyjemną czynnością wykonywaną przez chłopaka. Tego chłopaka, który kilka razy denerwował ją i irytował. Tego, który często ratował z opresji. Tego, którego pokochała nad życie. 
Natsu zauważył, że oddaje ona pocałunek, z czego się bardzo ucieszył. Chciał to zrobić wcześniej. Wtedy gdy ją po raz pierwszy zobaczył. Jedną dłonią masował jej kark, druga leżała na jej biodrze. Miała bardzo słodkie wargi, jakby truskawki czy maliny. Nie chciał przestać. To było zbyt idealne. Jak sen, z którego nie chce się budzić. W końcu oderwał się od niej by zobaczyć jej reakcję. Była zamyślona. Zarumieniona, oczy przymrużone, lekko otwarte usta... 
-Lucy? - spojrzała na niego. Jej oczy odbijały blask pobliskich latarń, podając jej przy tym więcej uroku. Z nich można było odczytać wiele uczuć : samotność, zwątpienie, strach. Patrzył na nią troskliwym wzrokiem. Delikatnie pogłaskał ją po jej zaróżowiałym policzku, uśmiechając się lekko. - Przypomniałaś już sobie? Ten dzień? - nie odpowiedziała. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Łzy szczęścia. Zacisnęła mocno powieki i rzuciła się na różowowłosego, prawie wywracając się razem na chodnik. Przytuliła się do jego klatki piersiowej cichutko łkając.
- M-Myślałam, że zapomniałeś - odparła złamanym głosem - Albo, ż-że t-to był sen...
- Na szczęście nim nie jest - odwzajemnił uścisk. Teraz już wiedzieli, że nie są sami. Że mają przy sobie osobę, którą kochają. Dziewczyna lekko odsunęła się od skośnookiego i pocałowała go w policzek.
- Dziękuję za miły wieczór. - odparła uśmiechając się. Wtem niespodziewanie Dragneel wziął dziewczynę na ręce. Krzyknęła przerażona. - Idioto, co ty robisz?!
- Jak to, co? - spytał ją kopiąc przy okazji drzwi do jej mieszkania. - Niosę cię do twojego lokum.
- Postaw mnie na ziemi! Sama potrafię o siebie zadbać! - nie słuchał jej. Po chwili spełnił jej żądanie, ale gdy byli już u niej. Lucy odwróciła się do niego plecami, udając obrażoną. Wyglądała, jego zdaniem, zabawnie z nadymanymi policzkami  i skrzyżowanymi rękami na piersiach. Złapał ją za ramię i za nim zdołała się obrócić, skradł jej namiętnego całusa. Nie wiadomo kiedy zdołali się znaleźć na łóżku blondynki obsypując się wzajemnie pocałunkami. Różowowłosy całował jej twarz, szyję i włosy. Ona rozkoszowała się ciepłem i przyjemnością, jaką jej dawał. Gdy się oderwali oboje byli zarumienieni i szczęśliwi.
- Nadal jesteś zła na mnie? - spytał patrząc głęboko w jej czekoladowe oczy. Odpowiedziała mu szeptem do ucha.
- Nie jestem, ale musisz mi coś obiecać.
- Słucham.
- Obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz bez słowa wyjaśnienia - spojrzała na niego zlęknionym wzrokiem. Uśmiechnął się na ten widok. Złapał jej dłoń i pocałował jej wewnętrzną stronę.
- Obiecuję - szepnął. Dała mu buziaka na dobranoc.
- Tylko zamknij drzwi, jak będziesz wychodził - ziewnęła, po czym zasnęła kamiennym snem. Natsu uśmiechnął się łobuzersko.
- A ktoś powiedział, że mam sobie pójść? - spytał do jej ucha. Lucy mruknęła coś pod nosem. - No właśnie.
Przykrył siebie i dziewczynę kołdrą, przytulił ją i odszedł do krainy snów.


          Pierwsza obudziła się Lucy. Myślała, że poprzedni dzień to znów sen, gdy zorientowała się, że nie jest sama w łóżku. Odchyliła głowę i ujrzała różowe włosy. Ucieszyła w duchu, że to prawda. Jednak on tu z nią spał! A miał być u siebie. 

- Natsu...- powiedziała do niego cicho - Natsu.
Chłopak pokręcił lekko głową, przyciągając jeszcze bardziej do siebie dziewczynę.
- * Dobra, dosyć na dzisiaj miłej Lucy!* - pomyślała - NATSU!!! - wrzasnęła tak głośno, że przestraszony chłopak znudził się w jednej chwili i spadł z łóżka, ciągnąc nią za sobą. (hehehe bardzo  śmieszna pozycja dop. Mia-chan. Cicho! Ja tu próbuję pracować! dop. Sunna). 
- O! Ohayo, Lucy - uśmiechnął się czarnooki szeroko - Jak się spało?
- A dobrze, czy tylko możesz mi wytłumaczyć, co ty robiłeś w moim łóżku?!
- Spałem - odparł prosto z mostu nie przestając się uśmiechać - Czy byłabyś tak miła i ze mnie zeszła? 
Na jej czole pojawiła się pulsująca żyłka. Owszem, wstała z niego, lecz zaraz potem walnęła go mocno w głowę.
- Aua! A to za co? - zapytał Natsu, masując obolałe miejsce i siadając na łóżku.
- Za wproszenie się do mnie!
- Wybacz.
- Spokojnie, wybaczam ci to. - uśmiechnęła do niego wesoło. Miała zamiar iść do łazienki, ale chłopak szybko złapał ją za nadgarstek i pociągnął ją do siebie. Przytulił ją mocno do swojego ciała.
- N- Natsu?
- Odpowiedz mi na jedno pytanie, które mnie nęka - odparł lekko poddenerwowanym głosem - Czy ty mnie kochasz? - dziewczyna zarumieniła się. Faktycznie nie powiedziała mu wczoraj. A powinna. Chłopak odsunął ją od siebie, mogąc jej spojrzeć w oczy. - Kochasz mnie, Lucy?
- Natsu... - nie mogła z siebie wydobyć głosu. Zamiast tego wzięła jego dłoń i przyłożyła sobie ją do serca. Mógł poczuć jej przyspieszone tętno. Po chwili powiedziała cichutko - Kocham. A ty mnie?
Spojrzał na nią troskliwym wzrokiem. Delikatnie pogłaskał ją po jej zaróżowiałym policzku.
- Bardzo cię kocham, moje śliczne ty kochanie (piosenka mi się przypomina! dop. Mia-chan) - chciał już zabrać rękę, ona nagle złapała i przytrzymała jego dłoń przy jej skórze. Spojrzeli sobie w oczy. Wyrażały one miłość i troskę. Chwycił ją drugą ręką za talię i przyciągnął do siebie. Przytuliła się do jego torsu, czując przyjemne ciepło płynące z jego ciała. On natomiast głaskał jedną dłonią po jej plecach, z drugą bawił się jej blond włosami. Po chwili przestał. Chwycił jej podbródek i podniósł jej głowę, by zaraz przywrzeć do jej słodkich ust. Po wykonywanej czynności dziewczyna udała się do łazienki, a Salamander postanowił zrobić śniadanie dla ukochanej.
*
*
*

Właśnie się zastanawiam, czy to nie jest przypadkiem moja najdłuższa notka na tym blogu ( nie wliczając tej z balem). Ciekawe, dość krótko mi to zajęło czasu. Może weny dostałam XD

Słuchajcie! Moja koleżanka zaczęła pisać bloga o zespole One Direction. Szczerze za nimi nie przepadam, ale mają tam kilka fajnych kawałków. I bardzo bym chciała żebyście je odwiedzili. Z ciekawości, po prostu.
Oto adres bloga:
http://gdymarzeniastajasieprawda.blogspot.com/

I jeszcze jedno ogłoszenie, a raczej prośba. Razem z moją przyjaciółką, Mią Komodo, założyliśmy nowego bloga. Też tematyka FT, ale nie ma tam jeszcze żadnego posta. Głównie chodzi o to, że poszukujemy jakiegoś fajnego programu, gdzie można robić szablony. Bardzo by nam się przydał, bo te z bloggera coś nam nie podobają się. Więc proszę was o pomoc. Mam nadzieję, że pomoże nam ktoś.

niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział Dwunasty "Marzenia się spełniają"

Cześć i czołem, kochani :P  
Wiecie, wchodzę sobie na mojego bloga, by przynajmniej zacząć pisać jakiś dłuższy (dzięki Yasha!) rozdział, a tu co? PONAD 1,500 WYŚWIETLEŃ! Dziękuję wszystkim z całego serca. Jednak ktoś te moje wypociny czyta >wzruszenie< Okej, koniec mazgajenia się.
Wy tutaj oczekujecie w szczególności ( chyba ) najważniejszej notki w całym tym blogu, a ja tutaj paplam i paplam. Więc zapraszam do czytania i komentowania :)

*
*
*
                     Zaczęła szybko oddychać, ręce się jej pociły, a na twarzy był widoczny znaczny rumieniec. Nie wierzyła, że to może się wydarzyć. To nieprawdopodobne, żeby Natsu... 
Żeby zaprosił ją na wypad. To niemożliwe, nawet z jego strony. Chyba że...
Lucy odłożyła kartkę i spojrzała na zegarek. Była dopiero 11:43. Czyli mnóstwo czasu. Ale moment... W co się ubierze?! Przecież nie może mu się pokazać w stroju codziennym! To nie w jej stylu! W ciągu kilku sekund znalazła się przy szafie i wyrzucała różne ubrania, poczynając od ładnych, długich spódnic, po krótkie sukienki. Kilkanaście razy sprawdzała po kolei wszystkie komody, szuflady i półki. Nie znalazła nic. Po godzinie jej mieszkanie zamieniło się w wielki bajzel <jaki bajzel! Gorszy u mnie w pokoju XD dop.aut>. W końcu zauważyła na szafie jakieś nieotwarte, czerwone  pudełko. Z ciekawości sięgnęła po nie i otwarła jednym zdecydowanym ruchem. W środku znalazła ładną, zieloną sukienkę sięgającą do kolan z żółtą wstążką do związania z tyłu. Gdy tylko odnalazła kreację, od razu przymierzyła ją. Pasowała idealnie. Jednak zastanowiła się przez chwilę. Skąd wzięła się u niej ta kiecka? Raczej jej nie kupiła, bo dawno pewnie by się w niej pokazała w gildii. Nie dostałaby jej od ojca, przecież i tak by zauważyła. Wtem zauważyła na dnie pudła złożoną kartkę. Wyjęła i powoli otwarła.
Na niej widniał poniższy napis:

Od tajemniczego wielbiciela <3 (serduszko! :D )

Tajemniczy wielbiciel? Nie no! Same tajemnice skrywa świat. Ciekawe... kto jest tym "wielbicielem"? Może ktoś z gildii? Prawdopodobne. Albo ktoś z zewnątrz. Też możliwe...
Nie mogła zbytnio nad tym rozmyślać, gdyż musiała ogarnąć bałagan w swym mieszkaniu. Nie zauważyła nawet małej, niebieskiej postaci, która siedziała od dłuższego czasu na parapecie.
Uśmiechnęła się szeroko do siebie, po czym wyprostowała swoje śnieżnobiałe skrzydła i odleciała.


                  O  19:25 wyszykowana i lekko umalowana dziewczyna wyszła ze swojego mieszkania nad jezioro Sciliora. Szła powolnym krokiem, nie śpiesząc się. Mimo, iż była jesień, na dworze było jeszcze widno. Słońce właśnie chowało się za horyzont, wiatr bawił się w koronach drzew, słychać było śpiewy ptaków. Cała kolorowa Magnolia. Kochała to miejsce. Kochała swoją gildię, swoją rodzinę. Kochała każdego w niej, a w szczególności Jego. On sprawiał, że nawet pochmurny, smutny dzień stawał się dla Lucy radosnym. Jak straciła rodziców, on pierwszy ją pocieszał.  Rozumiał ją. Dlatego chciała być przy nim jak najczęściej.
Ruszyła biegiem na północ. Gdy dotarła nad zbiornik wodny, poczęła szukać chłopaka. Nigdzie  go nie było.

- Natsu! - zawołała. Cisza. - Natsu! Już jestem! 
Nie ma go? Przecież miał być. Chyba nie zaprosił jej i wystawił do wiatru? Nie! On taki nie jest.
Wtem koło jej nosa przeleciał mały płatek wiśni. I następny, tym razem zielony. I żółty, i niebieski. Spojrzała w stronę, skąd nadlatywały. Udała się w tamtym kierunku. Napotykała na swojej drodze coraz więcej ich w różnobarwnych kolorach. Aż ślad się urwał. Rozejrzała się dookoła i zaniemówiła. Przed nią stał ładnie nakryty stół z przygotowanym posiłkiem i z zapalonymi świecami. Za nim słońce chowało się pod taflę wody, co tylko dodawało uroku temu miejscu. Lucy była wzruszona. Zrobił on to? To wszystko?
-Lucy...- ktoś siedział na drzewie i przyglądał się dziewczynie od samego początku. Przestraszyła się, lecz po chwili spoważniała. Bowiem tam siedział nie kto inny, ale Natsu.
Zeskoczył z drzewa i podszedł do niej. Był bardzo blisko. Za blisko.- Lucy... Czy ty może pamiętasz, co się wydarzyło kilka dni temu?
-Hm? Kilka dni temu? - zdziwiła się. O co mu chodzi?
-Nie pamiętasz, prawda? - odpowiedział za nią różowowłosy.
-Tak...-odparła ze smutkiem-To było coś ważnego?
- Mhm. Jednak przed przypomnieniem ci tego wydarzenia, zjedzmy coś. UMIERAM Z GŁODU!
Przysiedli do stolika i zaczęli jeść przygotowaną "kolację". Natsu jadł powoli i w zadumie, co zdziwiło blondynkę. Zawsze pożerał szybko i w dużych ilościach, a tu? Zero! Prawie nic nie tknął.

             Gdy zjedli Natsu zaproponował odprowadzenie jej do domu. I tyle?! Tylko chciał razem z nią zjeść? O mój boże. Gdy szli nikt się nie odzywał. Co jakiś czas zerkali na siebie ukradkiem, jednak zaraz cofali wzrok. Pod swoim domem Lucy chciała się pożegnać, gdy nagle Natsu chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Złapał ją za podbródek  i pocałował ją czule w usta.



*
*
*
 Nie wiem, czy spełniłam wasze oczekiwania, ale nie mam zbytnio czasu, ponieważ brat mnie z kompa wywala!
Pozdrawiam i ściskam :D

poniedziałek, 29 października 2012

Rozdział Jedenasty "Sen i zdziwienie"


        Zapadła w głęboki sen. Nie usłyszała, jak otwiera się okno i wchodzi jakaś postać. Usiadła na krawędzi łóżka przyglądając się dziewczynie. Odgarnęła kosmyk jej złotych włosów z twarzy i pocałowała delikatnie w usta. Po chwili wstała i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.

          * Patrzył na nią troskliwym wzrokiem. Delikatnie pogłaskał ją po jej zaróżowiałym policzku. Chciał już zabrać rękę, ona nagle złapała i przytrzymała jego dłoń przy jej skórze. Spojrzeli sobie w oczy. Wyrażały one miłość i troskę. Chwycił ją drugą ręką za talię i przyciągnął do siebie. Przytuliła się do jego torsu, czując przyjemne ciepło płynące z jego ciała. On natomiast głaskał jedną dłonią po jej plecach, z drugą bawił się jej blond włosami. Po chwili przestał. Chwycił jej podbródek i podniósł jej głowę, by zaraz przywrzeć do jej słodkich ust...*
           Obudziła się siadając gwałtownie na łóżku. Była zalana potem, a na jej policzkach były widoczne wyraziste rumieńce. Przetarła ręką mokre czoło, wzdychając ciężko. 
"O matko! Ten sen...był jak prawdziwy!" - pomyślała Lucy, wstając powoli. Wyjęła Z szafy swój codzienny strój i udała się do łazienki. Odświeżona zrobiła sobie lekkie śniadanie w postaci kilku kanapek i ciepłej herbaty z cytryną. Jednak niezbyt szybko je zjadła. Myślała nadal o swoim śnie, a dokładnie o postaci chłopaka.
 " Ciekawa jestem, czy ta nasza misja... ta scena w ogrodzie... ten pocałunek..." -mimowolnie zaczerwieniła się - "...był prawdą?"  Gdy skończyła jeść wyszła z domu udając się w stronę swojej gildii. Będąc przed drzwiami westchnęła i otwarła je.
            Fairy Tail było ( jak zwykle chyba, nie? dop. aut.) wesołe i głośne. Większość piła i rozmawiała między sobą o różnych sprawach. Blondynka podeszła do baru, usiadła na jednym z krzeseł i położyła głowę o blat. Jak na zawołanie przyszła do niej białowłosa Mirajane. Nalała do szklanki soku i podała dziewczynie.
-Ohayo, Lucy. - uśmiechnęła się do Heartfilli. - Coś się stało? - spytała patrząc na nią zmartwionym wzrokiem. Podniosła głowę i podparła ją ręką.
-Ohayo, Mira-chan. Nie, nic się nie stało - odparła po chwili, po czym zapytała - Natsu jeszcze nie przyszedł?
-Był tu niedawno, ale jakąś chwilkę temu wyszedł gdzieś sam. Dziwne - Mira podrapała się po brodzie. - Przecież zawsze zabierał ze sobą Happy'iego, a Exceedo siedzi sobie teraz tam. - wskazała na niebieskiego kotka, który bezskutecznie zalecał się do Carli.
-Noo, rzeczywiście dziwne. - odparła Lucy. Może nie chciał się z nią zobaczyć? Bzdura!
Na pewno nie przez nią. Przecież uważa ją za przyjaciółkę. Właściwie nie wiadoma, prawda? 
             Nagle Mira wyrwała dziewczynę z transu. 
- Aha! Przypomniało mi się. Przed wyjściem kazał mi przekazać tobie jakiś list. - niebieskooka pochyliła się za barem, wyjęła beżową, zaklejoną kopertę, następnie podała ją blondwłosej.- Powiedział, że masz jak najszybciej ją otrzymać.
-Arigato, Mira-chan - podziękowała uśmiechając się do niej serdecznie, wzięła list i wyszła z gildii. Udała się do swojego domu, by przeczytać w spokoju wiadomość od różowowłosego. Zamknęła drzwi, usiadła przy biurku. Ze zdenerwowaniem rozerwała kopertę, wyjęła zgiętą kartkę i przeczytała poniższą jej treść:


     Ohayo Lucy! Pewnie się zdziwisz,otrzymując ten list od Mirajane, ale tylko jej mogłem zaufać, bo wiedziałem, że szybko ci to przekażę. Mam prośbę do ciebie. 
Przyjdź o 19:30 nad jezioro Sciliora. Mam nadzieję, że przybędziesz sama. 
                                                         Będę czekać na Ciebie!
                                                                    Natsu Dragnell

Gdy przeczytała całość nie wiedziała, co myśleć. Natsu? Zaprosił ją? Na randkę?
*
*
*
Siemanko! Sorry za małe opóźnienie, ale szykuję się na kilka sprawdzianów z matmy ( BOŻE! DLACZEGO JA?)   Mam nadzieję, że się podobało. Do zobaczenia i pozdrawiam :*

piątek, 19 października 2012

Rozdział Dziesiąty "Co mam teraz zrobić, Lucy?"

                   Hejka!!! Na początek chcę podziękować Animce-chan za wsparcie. Dziękuję za tem i dedykuję tę notkę właśnie jej. Mam nadzieję, że się wszystkim spodoba :)



  Levy przerwała. Spuściła głowę i  zaczęła drżeć. Bała się, o tym opowiadać.  O tym, co się wtedy wydarzyło. Lucy domyśliła się, że to mogły być ciężkie chwile dla przyjaciółki.
-I co zrobiłaś? - zapytała, dotykając jej ramienia. Nie usłyszała odpowiedzi. - Levy... spójrz na mnie.-McGarden uniosła głowę, ukazując w swoich oczach krystaliczne łzy, które spływały jej po policzkach.
-Lucy...- szepnęła, próbując powstrzymać się od płaczu. Blondynka objęła trzęsącą się niebieskowłosą, aby dodać jej otuchy.- Lucy... ja... stanęłam między nimi. Chciałam, żeby przestał. Ale skoro jeszcze chce go skrzywdzić to musi najpierw zranić mnie. I... Nie uwierzysz...
-Zaatakował. 
-T-tak. Uderzył mnie w twarz, powodując, że upadłam. Poczułam ból w okolicach oka. Słyszałam krzyk Gajeel'a, który szybko do mnie podbiegł, biorąc mnie w swoje ramiona    ( pewnie była czerwona jak burak XD). Spytał, dlaczego to zrobiłam...
-Co mu odpowiedziałaś?
-Że...jest dla mnie ważną osobą w moim życiu, przyjacielem, którego nie chcę stracić. Wtem wszystko mi się zamazało. Nic nie widziałam. Chyba wtedy zemdlałam. Ocknęłam się w tym samym miejscu, co przedtem, tylko że...leżałam na czymś ciepłym. Podniosłam głowę i zobaczyłam...
-Co zobaczyłaś? -  brązowooka ponagliła Levy do wyznania.
-ŻE LEŻAŁAM NA GAJELL"U! - krzyknęła i zakryła usta, bojąc się, że za głośno to wypowiedziała. Lucy na początku zatkało, ale po kilku chwilach zaczęła cichutko chichotać. - To nie jest śmieszne! - naburmuszyła się niebieskowłosa, nadymając policzki i krzyżując ręce na piersi.
-Heh, Levy-chan, wybacz. Już się uspokajam. - odparła. Po chwili widać było na jej twarzy lekko widoczny uśmiech.- I co zrobiłaś wtedy?
- Miał zamknięte oczy. Chyba spał, bo czułam jego miarowy oddech. Więc, spokojnie i cicho wysunęłam się z jego objęć ( tak, tak. Obejmował ją XD), by go nie obudzić i migiem do ciebie pobiegłam.
- Po co?
- Po radę.
-Radę?
- Tak. No bo widzisz. Jet i Droy zakochani są we mnie już od dawna, ale dałam im kosza.
Skoro Jet zareagował na mój warunek... Boję się, że będzie chciał coś zrobić albo mi almo Gajeel'owi. Co mam teraz zrobić, Lucy?
- Szczerze nie wiem, ale na twoim miejscu pogadałabym z nim o tym. Niech zrozumie pewne rzeczy na temat ciebie.
- Dobrze, ale mam jeszcze jeden problem. Co z Gazille? Nie mam pojęcia, jak zareagował na moje wyznanie. Obawiam się, że jak go spotkam, to wyśmieje mnie.
- Pogadaj z nim również. - poradziła blondwłosa- Najlepiej, jeśli będziesz przy nim teraz. Biegnij i sprawdź, czy nadal jest w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłaś. Leć do niego teraz! 
-Ale...
- Nie ma żadnego ale! - podniosła głos - Biegnij do niego, jeżeli nie jest jeszcze za późno.
-HAI- krzyknęła McGarden i srpintem wybiegła z mieszkania Heartfilli. Brązowooka westchnęła i położyła się na łóżku.
"Boże... Mam nadzieję, że zdąży" - pomyślała - " Ciekawa jestem, czy ta moja misja była snem, czy rzeczywistością?" - nawet nie zauważyła, kiedy jej powieki same się zamknęły. Zapadła w głęboki sen. Nie usłyszała, jak otwiera się okno i wchodzi jakaś postać. Usiadła na krawędzi łóżka przyglądając się dziewczynie. Odgarnęła kosmyk jej złotych włosów z twarzy i pocałowała delikatnie w usta. Po chwili wstała i zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
*
*

Mam nadzieję, że się komuś spodobało. Nie powiem, kim była ta postać, ale chyba się domyślacie, prawda.


*moments*-dziękuję :*

wtorek, 16 października 2012

Rozdział Dziewiąty "Miłosny problem Levy"


Nie wiedziała, co się stało, że nagle znalazła się we własnym mieszkaniu, we własnym łóżku. Usiadła na łóżku i przeciągnęła się leniwie.
"Co się stało?"- pomyślała - "Czyżby ta misja była tylko snem? A ten pocałunek..." - odruchowo dotknęła swoich warg -"...też był tylko zwidą?" Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Spokojnie wstała, podeszła do nich i lekko uchyliła. Ujrzała swoją przyjaciółkę, Levy. Miała spuchnięte oczy od płaczu, kilka zadrapań na rękach i wielkiego siniaka na prawym oku.
-L-Levy-chan! - była przerażona, gdy niebieskowłosa padła zemdlona na jej ręce - Levy-chan!
Po 30 minutach mag Gwiezdnej Energii skończył opatrywać rany brązowookiej. Dziwiła się, bo nigdy nie przypuszczała, że mogła płakać. Ale jest pytanie... Dlaczego? McGarden obudziła się. Gdy ujrzała Lucy, rozpłakała się ( ponownie :P) i przytuliła się do blondynki.
-Levy-chan, co się stało? - spytała odwzajemniając uścisk - Nigdy nie widziałam cię, żebyś płakała...
-Lu-chan! Proszę... Pomóż mi - błagała ją brązowooka - Nie wiem, co mam zrobić.
-Spokojnie. Najpierw się uspokój, dopiero wtedy powiedz mi swój problem.
-D-Dobrze - dziewczyna otarła dłonią łzy i zaczęła opowiadać:

Uwaga! Narracja Levy :D

Gildia była jak zwykle głośna i radosna tego dnia. Tradycyjnie zaczęłam pogłębiać swą wiedzę o runach i ich właściwościach. Gdybyś wiedziała, jakie mają właściwości. Jedne mogą ( Levy! Nie zmieniaj tematu! dop. Lucy). Ah, gomen. Nie wiem jak ci tą sytuację wyjaśnić. Otóż niespodziewanie pojawił się Jet. Wyglądał dziwnie poważnie. Nigdy takiego go nie wiedziałam. Spytał się, czy może ze mną porozmawiać poza gildią. Zgodziłam się, no to mój przyjaciel. Więc wyszliśmy z gildii i poszliśmy w stronę lasu. Ani na moment się nie odezwał. Gdy zatrzymaliśmy się przy strumieniu powiedział mi coś, czego nie zapomnę...
-Levy, najlepiej będzie jeśli nie przestaniesz spotykać się z Gajeel'em - powiedział nawet nie patrząc w moją stronę. Oniemiałam. Byłam zszokowana!
-Jet...-zaczęłam, chcąc przerwać ciszę, ale z trudnością mi się to udawało.
-Dlaczego tak uważasz? Czemu...
-Nie chcę, żeby ci coś się stało! Gdybyś została zraniona...Nie przeżył bym tego! -krzyknął odwracając się do niej i tuląc ją do siebie tak mocno, że prawie by ją udusił. Cudem udało mi się wyrwać z morderczego uścisku.
-Posłuchaj mnie - powiedziałam masując swe ramiona - Nic mi nie grozi. Gajeel zawsze przyjdzie mi z pomocą...
-Właśnie nie o to mi chodzi! -krzyknął łapiąc mnie za nadgarstek. Bolało. I to okropnie. Pisnęłam przeraźliwie, a on jakby tego nie zauważył i mocniej ściskając rękę kontynuował dalej.- Pragnę, byś była bezpieczna i szczęśliwa, ale nie przy nim. Tylko ze mną...
-Jet! -szepnęłam zdziwiona. Wiedziałam, że on i Droy coś do  mnie czują już od dawna. Ale nie wiedziałam, do czego zdolna jest ich uczucie...
-Wierz mi Levy! Bardzo cię kocham i nie pozwolę, by ktoś mi ciebie odebrał! - krzyknął na całą okolicę.
-Jet! Co ty...- nie dokończyłam, bo znów się odezwał.
-Proszę, Levy wyjedźmy z tąd. Jak najdalej, tylko ty i ja. - mówiąc to złapał moją dłoń i pocałował ją delikatnie. Wyrwałam mu ją.
-Wybacz mi, ale... Nie mogę. - widziałam jego zdziwienie w oczach, których źrenice stały się węższe - Nie mogę rzucić wszystkiego na raz, by gdzieś wyjechać. Poza tym...- przerwałam. Bałam się jego reakcji. - Poza tym... ja ciebie nie kocham.
Zadrżał, słysząc ostatnie słowa. Wtem jego oczy skierowały się w przestrzeń zza moimi plecami. Zmarszczył brwi i zawołał:
-Wiem, że tam jesteś! - odpowiedziała mu cisza - Wyłaź Gazille! 
I rzeczywiście! Z lasu wyłonił się Gajeel! Byłam zaskoczona jego obecnością. Ale skoro mógł być tam od dłuższego czasu... To oznacza, że słyszał wszystko, co powiedziałam!  ( No co ty nie powiesz :p dop.aut.) Podchodził do nas bez pośpiechu. Wyglądał trochę inaczej. Był jakby...wesoły? Sama nie wiem. 
Jet podszedł do niego z żądzą krwi w oczach. Nie był sobą w każdym razie. Nagle zaatakował Gazille!  Szybkimi kopnięciami powalił go... Ujrzałam krew. To była Jego krew. Nie bronił się. Wtedy postanowiłam zadziałać...



Hejka! Pewnie nikt mnie tu nie zna, ale trudno. To mój blog, który przeniosłam z Onet.pl. Znane mi osoby poleciły Blooger'a i szczerze? Jest o wiele lepszy! Mam nadzieje, że ktoś  będzie czytał te moje wypociny. Dziękuję za odwiedzenie bloga i zapraszam do komentowania :D

niedziela, 14 października 2012

Rozdział Ósmy"Bal i wyznanie cz.3"

Gdy nagle coś jej stanęło na drodze.A to były...jej gwiezdne duchy! Wszystkie! W odświętnych strojach. Nawet  Taurus ubrał coś. Wszystkie "istoty zaczęły dość głośną rozmowę z Lucy, która chciała odejść do różowowłosego. Gdy spojrzała w jego stronę ujrzała...jak całuje się z Ayumi.
Jej oczy napełniły się łzami, które powoli spływały jej po policzku. Powoli, acz stanowczo odsunęła się od swoich "partnerów" i wyszła na zewnątrz. Lew, Leo ( albo Loki) bardzo się zmartwił jej stanem. Od dawna wiedział,  jakie uczucia żywi do Salamandra, choć chciał by je do niego żywiła...
Natsu odepchnął od siebie napaloną nastolatkę. Nie chciał jej widzieć. Dziewczyna oblizała łakomie wargi.
-Co powiesz na wspólny taniec?
-Z tobą? NIGDY!-warknął i odszedł od niej na znaczną odległość. 
Wtedy podszedł do niego rudowłosy. Różowowłosy uśmiechnął się na jego.
-Hej, Loki! Co u ciebie słychać?-spytał wesoło. Chłopak nie odpowiedział. Patrzył na niego nieodgadnionym wzrokiem. Podniósł rękę i poprawił okulary. Wtem walnął go w twarz. Z otwartej dłoni. Nie którzy ludzie spoglądali na tą scenę z zaciekawieniem. Na policzku chłopaka pojawiło się zaczerwienienie, za które się złapał.
-Au! A to za co?!-krzyknął zdezorientowany.
-To za Lucy...-odparł cicho, by tylko on go usłyszał. Zdziwił się. Za Lucy? Przecież...jej nic nie zrobił. Nie ośmieliłby się. Chyba, że... WIDZIAŁA TEN POCAŁUNEK!!!
Salamander czym prędzej wybiegł z sali balowej i udał się do ogrodu. Była dość późna godzina, więc rozświetlały go latarnie . Pobiegł i zaczął jej szukać.  Trwałoby to długo, ponieważ ogród był labiryntem. 
Wtem usłyszał cichy szloch. Biegł w stronę, z której dobiegał odgłos.
Wyszedł w miejscu, gdzie znajdowały się wokół krzewy róż i pośrodku duża fontanna. Na niej siedziała skulona dziewczyna. Dłonie zakrywały twarz, z której kapały łzy. Natsu podszedł bliżej, w końcu usiadł koło niej i przytulił do siebie.
-Natsu...
-Lucy... wybacz mi, proszę. Wybacz...Ja...nigdy bym cię nie zranił. Nie w ten ani w inny sposób.
-Natsu-dziewczyna spojrzała na niego swoimi lekko zaczerwienionymi oczami. Chłopak otarł jej łzy płynące po jej policzku. Nie lubił, jak płakała. W dodatku z jego winy. Ah, cholerna nastolatka! Dlaczego przez nią niszczy relacje z tą, którą...
-Lucy, ja...muszę ci coś ważnego powiedzieć. Powinienem powiedzieć to dawno temu, ale nie było okazji...-zamilkł. Dziewczyna najchętniej nakrzyczała na niego, wyzywała od najgorszych, ale... nie potrafiła od jakiegoś czasu.-Lucy...ja...-nagle na bezchmurnym niebie zabłysły fajerwerki. 
Twarz Natsu powoli chyliła się ku blondynce. Dziewczyna zarumieniła się. Domyślała się, co miało się wydarzyć. Zamknęła oczy. Stykali się nosami... już mieli się pocałować, gdy całe zdarzenie przerwał...Happy!!! (ten kot jest niemożliwy!) . Para szybko odskoczyła od siebie czerwieniąc się znacznie.
-Natsu! Lucy! Ratujcie!!!-krzyknął Exceedo tuląc się do biustu dziewczyny, chlipiąc żałośnie.
-Spokojnie, Happy-uspokajała go blondynka, głaszcząc go po głowie- Co się stało?
-*chlip* Luuuucy-odezwał się łamiącym głosem-Taaa *chlip* córka zleceniodawców *chilp* wrzuciła mnieeee *chilp* do....KLATKI PEŁNEJ PSÓW *ŁAAAAAAAA*-rozpłakał się na dobre, mocząc jej sukienkę.  Mag Gwiezdnej Energii spojrzał na różowowłosego. Jego twarz wyrażała wściekłość i nieopanowanie. 
Zerwał się nagle z miejsca i w biegł do budynku. Wiedziała, że coś może się wydarzyć. Przytuliła Happy'iego mocnej i również udała się za chłopakiem. Tak jak myślała, Natsu się zdenerwował.
-TY!!!-krzyknął do brunetki łapiąc ją mocno za ramię. Syknęła z bólu.
-Może trochę delikatniej, co? -spojrzała na niego zuchwale- Chyba nie zapomniałeś o celu waszej misji?
-Nie, nie zapomniałem...Ale NIE MASZ PRAWA KRZYWDZIĆ MOJEGO PRZYJACIELA!
-Hmpf. Mam prawo!-wyrwała się z jego uścisku- Jestem córką jednego z najbogatszych ludzi tego państwa!!! NIC NIE MOŻESZ MI ZROBIĆ! NIKT NIE MOŻE!
-JA mogę-odezwała się Lucy. Postawiła zaskoczonego Przewyższającego na ziemi i podeszła do Ayumi.
-TY?! A niby kim jesteś?
-Jestem Lucy Heartfillia, córka Jude'a Heartfilli, najbogatszego handlowca w historii-rzekła znudzonym głosem, jakby nie było to nic ważnego. Wszystkie pary oczu zwrócone w obie damy rozszerzyły się ze zdumienia. Nawet Natsu był zszokowany. Lucy? Lucy przz nas yznała się do bycia córką bogacza? Nieprawdopodobne!
-Phi! Też mi coś...Za to ja mogę mieć wszystko, czego zapragnę. A ty? Nie masz nic odkąd twój tatulek zmarł. I kto tu jest górą?
-Żadna z nas nie jest. To, że masz pieniądze nic nie znaczy. Liczy się miłość i dobroć dla wszystkich...
-Bzdury! Dobroć?! DLA WSZYSTKICH?! Nonsens! 
-To nie....
-ZAMKNIJ SIĘ ! NIE MASZ PRAWA MNIE POUCZAĆ!- krzyknęła i uderzyła dziewczynę w brzych, przez co ona wypluła krew.
-LUUCY!!!- krzyknął zrozpaczony kot. Upadła na kolana, łapiąc się za brzuch.
-Tak jest! Kłaniaj mi się.-Ayumi uśmiechnęła się złośliwie.
-Wolałabym pokłonić się owcy, niż tobie!-powiedziała głośno.
-ACH TY!- Już miała kopnął ją w twarz, lecz ktoś złapał ją za nogę i wyrzucił na ścianę, robiąc w niej dziurę. Blondynka ze zdziwieniem spojrzała na wybawcę. Okazał się nim Dragneel.
-Natsu...-dziewczyna mdlała. Jedynie co jeszcze ujrzała to różowe włosy...

Obudziła się w miękkim łóżku w swoim pokoju. Nie pamiętała, jak się tam znalazła. Jedynie co pamiętała to...różowe włosy. Było tak ciemno, że nie mogła dostrzec konturów postaci, która siedziała przy niej.
-W końcu się obudziłaś-odparła zapalając małą lampkę nocną przy łóżku.
-Loki? Co ty tu robisz? - spytała próbując się podnieść, jednak opadła na poduszki sycząc z bólu- Co się stało? Dlaczego mnie boli tak mocno brzuch?
-Ekhm...-odwrócił głowę , by nie patrzeć ta te przeszywające go na wylot oczu. Jednak zauważyła, że on coś ukrywa.
-A gdzie Natsu? I Happy? Leo...powiedz mi.-prosiła składając ręce jak do modlitwy. Patrzyła na niego swymi brązowymi oczyma. W końcu zrozumiała, co się dzieje. Usłyszała odgłosy walki. Chciała wiedzieć, co...

W czasie, gdy Lucy nadal była nie przytomna, Natsu wściekł się jeszcze bardziej. Nie panował nad sobą, co było widać. Pojawiły się płomienie, które nerwowo krążyły wokół jego stóp. Jego wzrok wyrażał chęć zabijania. Dłonie zaciśnięte w pięści, a z jego gardła wydobywał się zwierzęcy warkot. Happy oddalił się znacznie od swego partnera.
-Natsu...-szepnął cichutko-Co ci się stało?
-ARRRRGGHH-zaryczał jak dziki zwierz i spojrzał na Ayumi. Pobladła znacznie. Oczy szeroko otwarte, a w nich widać było strach. Bała się i to bardzo.
-H-Hej, słodziutki-zaczęła nieśmiało-C-Chyba nie zamierzasz m-mnie zaatakować, p-prawda?- spytała. Ten jednak powoli z żądzą mordu zbliżał się do niej. Cofała, lecz po chwili zahaczyła o stolik i  przewróciła się. Stał dokładnie nad nią. W swej dłoni kumulował ogień. Ona natomiast płakała. Widownia wstrzymała oddech, bo nie wiedziała, czy on żartuje, czy naprawdę chce to zrobić.
-NATSU, STÓJ!!!-z tłumu ktoś wybiegł. Gdy się obrócił już obejmowała jego brzuch. Ogień wcale nie sprawiał jej bólu, wręcz przeciwnie. Był ciepły, ale nie za gorący. Również ją otoczyły razem z chłopakiem. 
Spojrzała na niego. Nadal tak wyglądał. Chcąc go uspokoić przytuliła się do niego jeszcze bardziej.
-Natsu...-szepnęła łamiącym się głosem-Proszę...nie rób jej krzywdy...Ona...chciała tylko być zauważana przez innych. Dlatego tak się zachowywała. Dlatego...-nie dokończyła, gdyż on mocno ją do siebie przycisnął. 
-Lucy...przepraszam.-odparł cicho, gładząc jej złote włosy-Ja nie chciałem, żebyś mnie takiego widziała, nieopanowanego...zdenerwowanego...przepraszam.
-Za nic nie przepraszaj. To nie twoja wina.
-Moja. Gdybym...-dziewczyna wspięła się na palcach i pocałowała go w policzek. Nie wiedział, co powiedzieć. W ogóle nie spodziewał się takiego gestu od niej. SZCZEGÓLNIE OD NIEJ! 
Ogień zniknął, a twarz różowowłosego uspokajała się. Po chwili spojrzał na brunetkę, która nadal leżała na podłodze i drżała ze strachu. Powoli i niepewnie wstała. Podeszła do nich. 
-J-Ja...-zaczęła- Ja strasznie przepraszam. Nie chciałam zrobić ci krzywdy-zwróciła się do brązowookiej-Naprawdę! Chciałam wszystkim uświadomić, a w szczególności moich rodziców, że jestem już samodzielna i sama mogę o siebie zadbać.
-Rozumiem cię. Sama też musiałam przechodzić przez ten okres.
-Nie rozumiesz! -podniosła głos- To nie ty przez ostatnie 2 lata byłaś zmuszana do jeżdżenia i prezentowania się właścicielom różnych spółek handlowych. Nie ty miałaś często łazić z zupełnie obcymi osobami na różne bale. Ty nie musisz właśnie teraz wybierać swoje go przyszłego męża! 
-M-Męża?- zatkało ją. Ona? Za mąż? Przecież ma mniej więcej 16 lat! To jest nie zgodne z prawem.
-Tak, niestety. Ale rodzice zgodzili się, bym sama sobie wybrała. Już wybrałam ciebie-wskazała palcem na Salamandra. Był zaskoczony.
-Wybacz, ale nie mogę.-odparł nadal tuląc do siebie Heartfilię.-Mam już kogoś, z kim chcę spędzić resztę życia.-brązowooka zdziwiona uniosła głowę, by spojrzeć w te emitujące ciepłem oczy.-To nie ty, przepraszam.
-Nic się nie stało. Specjalnie chciałam wyjść za jakiegoś maga, by zabrał mnie stąd. Jednak skoro masz już dziewczynę nie zostało mi nic innego jak pożegnać was. Prawda, tato?- spytała swego ojca.
-Oczywiście. Proszę jak najszybciej opuścić nasz bal. Macie godzinę.
-Chwila, chwila-odezwał się Happy-Więc to zadanie nie polegało na pilnowaniu pańskiej córki, tylko na znalezieniu jej narzeczonego?!
-Zgadza się, ale ponieważ nie zgodziłeś się- powiedział do Dragneela- to wracajcie do siebie.
-A co z wypła...-chciała się zapytać Lucy, ale się powstrzymała. Wiedziała,że nie wypełnili misji  i nie dostaną pieniędzy.

Po 15 min drużyna szła spokojnie w kierunku dworca. W czasie drogi nie odzywali się do siebie. Każdy nad czymś głęboko rozmyślał. Happy jak zwykle rozmyślał o różnych rodzajach jego ulubionej potrawy ( RYBA!!! ), natomiast pozostali rozmyślali o drugiej osobie. Lucy dręczyła myśl, że on znalazł sobie wymarzoną dziewczynę. Ale gdzie? Pewnie Lisanna. Przecież to jego przyjaciółka z dzieciństwa. Musi mieć do niej jakieś ciepłe uczucia. W końcu to ona pomagała mu z Happy'm, gdy był mały. A ona? Jest tylko głupią, pustą blondynką, która została obdarzona urodą. Dałaby wszystko, byleby ją pokochał. Dałaby...
Przechodzili obok sklepu z lustrami. Na wystawie były różnych rozmiarów, poczynając od tych najmniejszych do tych naprawdę ogromnych.Przystanęła i ujrzała w nich wysoką blondynkę o brązowych oczach i bardzo pokaźnym biustem. Nagle coś w niej pękło. Łzy same spływały jej po policzkach. Różowowłosy zauważając je przybiegł do przyjaciółki.
-Hej Lucy, dlaczego płaczesz?-spytał uśmiechając się do niej wesoło. Jednak jej nie było do śmiechu. Dłońmi zakryła twarz. Nie chciała, by widział jak płakała. Posmutniał. Dlaczego płacze? Chyba nie z powodu misji. Delikatnie złapał jej dłonie w swoje, zabierając je z ślicznej twarzy i przytrzymał w lekkim uścisku.
-Lucy...-szepnął. Ona odwróciła głowę, nadal cicho szlochając-Lucy...-dłonią starł łzę z jej zaróżowionego policzka. Zdziwił ją ten ruch. Spojrzała na niego. Był zmartwiony. Nią?-Proszę, nie płacz. Nie lubię, gdy płaczesz. 
-Przepraszam...
-Za nic nie musisz mnie przepraszać. Właściwie, to chcę ci coś ważnego powiedzieć.
-T-Tak?-bała się. Bała się,że powie o tej swojej ukochanej Lisannie.
-Pamiętasz, jak wspominałem o dziewczynie, z którą chcę spędzić resztę życia?
-Pamiętam.
-Więc chce ci powiedzieć, że...-zaczerwienił się i to bardzo. W gardle miał olbrzymią gulę, nie mógł z siebie wydobyć głosu. Przewyższający wiedział, co dręczy Salamandra. Żeby go wspomóc, poklepał do po łydce. Natsu zdobył się na odwagę i powiedział ważne słowa:
-Lucy...Kocham cię. Kocham cię odkąd pierwszy raz cię ujrzałem. Kocham w tobie wszystko. Twoje włosy, oczy, łzy, ale najbardziej twoją lojalność wobec przyjaciół. Chciałem ci to powiedzieć i jeszcze...-teraz lustra odbijały parę zakochanych magów całujących się delikatnie.